A-klasa: Sztuka komplikacji gry
Wczoraj nasz pierwszy zespół rozegrał drugi mecz w rundzie rewanżowej A-klasy, a jego rywalem była niżej notowana Orla Korzeńsko. Mecz rozegrany został o godzinie 15:00 na sztucznym boisku w Żmigrodzie, a nasza drużyna zanotowała zasłużoną wygraną.
Przez ostatnie "zamieszanie" dotyczące prac na doprowadzeniu boiska przy Kominiarskiej do używalności po jego wcześniejszym zalaniu, a także nagromadzenie się innych spraw związanych z funkcjonowaniem naszego klubu, byliśmy święcie przekonani, że gramy w Korzeńsku, a finalnie mecz odbył się w Żmigrodzie, co na szczęście mocno sytuacji nie skomplikowało. Jedynym problemem (bo sztuczne boisko w Żmigrodzie to piękne boisko) była ekstremalna jak na kwiecień aura pogodowa. O godzinie 15 było bodajże 27 stopni ciepła, a więc na sztucznej trawie było upalnie, co jak się okazało sprawiało problemy obu drużynom. Żeby jednak nie było, że w tym upatrujemy jakiegoś usprawiedliwienia, po prostu mówimy, że był to jeden z czynników prowadzący to kilku wydarzeń w trakcie trwania gry.
Wracając jednak do początku to na wyjazd pojechaliśmy w dobrym składzie, bo zabrakło w nim jedynie chorego Adriana Hejtoty i kontuzjowanego od dłuższego czasu - Konrada Nowocienia. Jeśli chodzi o kadrę i wyjściowy skład to różnił się od tego ze Skokowej. Do gry wrócił Piotr Miklas, który zasiadł na ławce. W pierwszej jedenastce trener Michał Pondel też dokonał kilku zmian. Na ławce usiedli Filip Borysewicz i Sebastian Glinka, a ich pozycje zajęli Tomasz Lamek i Rafał Dzietczyk. Za Hejtotę zagrał Kamil Gołdyn, a w linii pomocy obok Dominika Zawady i Sebastiana Stanka zobaczyliśmy Brajana Szendzielorza. Listę rezerwowych tworzyli wcześniej wspomniani: Borysewicz, Glinka, Miklas, a także Robert Papiewski, Adrian Łyczba, Dmytro Kolmyk i Kamil Kusz. Cel na to spotkanie był prosty - liczyły się tylko trzy punkty.
Lepiej w mecz weszli "gospodarze", którzy już w pierwszej akcji mieli rzut rożny, po którym oddali strzał nad bramką. W późniejszych minutach też lepiej poczynali sobie na murawie. Był strzał w środek bramki, który "do koszyczka" złapał Jakub Pondel. Były też rzuty wolne i rzuty rożne, po których jednak nie mieliśmy konkretnego zagrożenia. My swoją pierwszą akcję, która mogła zakończyć się golem albo przynajmniej lepszym strzałem mieliśmy w 10 minucie. Stanek zgarnął piłkę na 20 metrze od bramki Korzeńska, wpadł z nią w pole karne, ale uderzył bardzo lekko, po czym bramkarz przeciwników udanie wyłapał futbolówkę. W kolejnej akcji tak samo słaby strzał z lewej nogi oddał Kuba Sawicki i tutaj bramkarz również nie miał żadnych problemów. Wydawało się, że próba Jakuba Jankowskiego będzie lepsza, ale też golkiper z nią sobie poradził. W odpowiedzi Orla robiła kontrataki, a jednym z takowych żółtą kartkę za faul obejrzał Dzietczyk, dla którego ten mecz nie układał się dobrze. Z resztą nie tylko dla niego. Byliśmy jako zespół jacyś mocno ospali, a atmosfera tego starcia nie przypominała atmosfery meczu ligowego, a bardziej pikniku, połączonego z graniem sobie w piłeczkę. Swoje w tym względzie robiła również pogoda, ale nie usprawiedliwiało to naszych zawodników, żeby po prostu dobrze grali w piłkę. Po żółtej kartce Dzietczyka nasi mieli okres gdy zepchnęli Korzeńsko do głębokiej defensywy. Tutaj z wolnego uderzył Sawicki - bramkarz na raty interweniował. Tam główkował bodajże Jankowski i również bramkarz uchronił "miejscowych" od utraty gola. W 21 minucie nie dał już rady. Po zagraniu piłki ręką sędzia podyktował rzut karny i pewnym strzałem na gola zamienił go Jagodziński. 1:0. Wydawało się, że po tym trafieniu worek z bramkami się otworzy, ale nasz zespół bardzo źle rozwiązywał praktycznie każdą ofensywną akcję. Decyzje nie były optymalne - zamiast strzelać - podawaliśmy. Zamiast podawać strzelaliśmy - taki standard w naszym wykonaniu. Jeśli chodzi o rzeczy warte odnotowania to Stanek z pola karnego trafił tylko i wyłącznie w boczną siatkę. Kolmyk uderzył nad poprzeczką i były też dwie zmiany. Dzietczyka w 25 minucie zastąpił właśnie wcześniej wspomniany Kolmyk, a wyraźnie "przegrzanego" Szendzielorza - Kusz. Do przerwy jeszcze kilka razy rywale narobili nam stracha, ale nasz bramkarz nie miał zbyt wiele pracy. My zaś dalej komplikowaliśmy sobie rzeczy proste, wybierając jak najbardziej skomplikowane rozwiązania.
Na drugą połowę jedni wyszli z większą ikrą, inni nieco zgaśli, ale tak do 50-55 minuty powinniśmy prowadzić różnicą 3-4 bramek i skupić się na utrzymaniu przewagi, z chęcią jej powiększenia. Tak się jednak nie stało. Raz po raz marnowaliśmy duże szanse. Tutaj Stanek po wrzutce Sawickiego i zgraniu Jankowskiego z woleja, z 10 metra uderzył mocno nad poprzeczką. Później znowu strzelał mocno - nad bramką. Jankowski raz przegrał sytuację sam na sam, a raz jego mocny strzał świetnie nad poprzeczkę odbił bramkarz, który już wtedy mógł sobie przypisać tytuł MVP. Były jeszcze wątpliwej jakości uderzenia Kusza, Sawickiego i blokowane próby Kolmyka. Na naszej ławce zaczęły już pojawiać się głosy, że taka indolencja strzelecka może skończyć się źle, że niewykorzystane sytuacje mogą się zemścić. Na ratunek w tym względzie przybył Miklas, który w 60 minucie zastąpił Sawickiego, a niespełna 10 minut później strzelił gola na 2:0. Solowa, ale też szczęśliwa akcja. Wygrana przebitka, wbiegnięcie w pole karne, wyminięcie obrońców i uderzenie lekkie, ale precyzyjne obok bramkarza. 2:0. Jakbyśmy wcześniej z takim spokojem kończyli akcje to byłoby już dawno po meczu. Po golu Miklasa stan rzeczy się jednak nie zmienił. Nadal biliśmy głową w mur, a najbliżej strzelenia kolejnego gola był właśnie Miklas, którego mocny strzał bramkarz zbił nad bramkę. Jeśli chodzi o rywale to Ci atakowali już bardzo rzadko, ale za sprawą swojego kapitana mogli trafić do naszej bramki przynajmniej raz. Raz próba lobu z połowy boiska została w ostatniej chwili zażegnana przez dobrze ustawionego naszego bramkarza. Za drugim razem strzał z rzutu wolnego, z ostrego kąta zatrzymał się na spojeniu słupka z poprzeczką. W kolejnych minutach trener Pondel dokonał kolejnych zmian. Najpierw Gołdyna zastąpił Łyczba. Później Papiewski wszedł za Jankowskiego, a Glinka za Stanka. No i jak się okazało dwaj ostatni zanotowali wejście smoka, zamykając wynik tego spotkania. Glinka wykorzystał świetny przerzut Zawady i pozostawiony bez krycia na dalszym słupku, idealnie zamknął akcję strzałem głową, od słupka. 3:0. Papiewski zaś wykorzystał dobre prostopadłe zagranie Kusza i technicznym uderzeniem przelobował golkipera. 4:0. Były to gole odpowiednio w 92 i 94 i dzięki nim wygraliśmy 4:0.
Plan założony przed tym spotkaniem zrealizowaliśmy. Uzyskaliśmy trzy punkty. Udało nam się zachować czyste konto, nikt nie nabawił się kontuzji, nikt się jakoś mocno nie wykartkował. Wygrana była zasłużona, ale nutka niepewności była, bo po prostu źle rozwiązywaliśmy swoje akcje. Uskutecznialiśmy coś co można było nazwać sztuką komplikacji akcji. Na szczęście się to nie zemściło, lecz nadal musimy ciężko pracować nad tym, żeby te mankamenty w swojej grze wyeliminować. Jeśli chodzi o pracę to w tym tygodniu trenujemy we wtorek i czwartek o 18 na Kominiarskiej, a w przyszłą niedzielę zagramy "domowy" mecz z Baryczą Milicz. Mecz, który odbędzie się prawdopodobnie o 11:30 na Pawłowicach.
A-klasa:
Orla Korzeńsko - Tomtex Widawa Wrocław 0:4 (0:1)
Bramki: Jagodziński, Miklas, Glinka, Papiewski
Rozkład bramek:
0:1 - Jagodziński (21 minuta - rzut karny)
0:2 - Miklas bez asysty (69 minuta)
0:3 - Glinka as. Zawada (92 minuta)
0:4 - Papiewski as. Kusz (94 minuta)
Skład: Jakub Pondel (BR); Kamil Gołdyn (72' Adrian Łyczba), Rafał Dzietczyk (25' Dmytro Kolmyk), Rafał Padiasek, Tomasz Lamek, Miłosz Jagodziński; Dominik Zawada, Brajan Szendzielorz (25' Kamil Kusz), Sebastian Stanek (75' Sebastian Glinka); Kuba Sawicki (60' Piotr Miklas), Jakub Jankowski (75' Robert Papiewski)
Niewykorzystana zmiana: Filip Borysewicz
Żółte kartki: Dzietczyk (16' za faul), Kusz (62' za faul)