B-klasa: Nie takiego zestawienia cyfr 0 i 7 chcemy…

B-klasa: Nie takiego zestawienia cyfr 0 i 7 chcemy…

Kilka dni temu nasi zawodnicy udali się na Sołtysowice, gdzie czekał ich mecz z tamtejszym MKSem w ramach drugiej kolejki grupy IX wrocławskiej B-klasy. Klub ten jest jednym z kilku, z którymi mamy wybitnie niekorzystny bilans. Niedzielne spotkanie było siódmą potyczką i jednocześnie siódmą porażką. Bilansu bramkowego nawet nie chcę sprawdzać, żeby dodatkowo się nie dobijać. Ostatni mecz „Dwójki” z MKSem miał miejsce na samym początku rundy wiosennej sezonu 23/24. Przegraliśmy wtedy w Malinie 2:3, ale boisko mogliśmy wtedy opuścić z podniesionymi głowami. Dodatkowo co rusz pojawiały się informacje, że Sołtysowice opuszczają kolejni zawodnicy, którzy przez lata stanowili o sile tej drużyny. To naprawdę dawało nadzieje, że może w końcu uda nam się wywalczyć punkty. Jak się skończyło, każdy wie.

Skład, który w zeszłą niedzielę posłał do boju Trener, prezentował się następująco: w bramce Bieńko, w obronie Leszczyński, Sielwanowski, Oleś i Mikołajczyk, w linii pomocy Michał Wójcik, Szymoniak i Zygadło, a w ataku Kozak, Zawadzki i Łastówka.

Mecz jeszcze dobrze się nie zaczął, a już musieliśmy gonić wynik - 6 minut po pierwszym gwizdku sędziego straciliśmy pierwszą bramkę. Niepilnowany zawodnik MKSu oddał strzał zza pola karnego, nie dając żadnych szans na interwencję Bieńce. 22. minuta przyniosła pierwsze (i nie ostatnie) indywidualne napomnienie. Ukarany został Leszczyński, który swoje złe ustawienie przy groźnej akcji przeciwników zmuszony był ratować faulem. Z biegiem czasu nic się nie zmieniało - to Sołtysowiczanie byli przez większość czasu przy piłce, ale bardzo dobrze spisywał się nasz blok obronny, który nie pozwalał przeciwnikom na zbyt wiele. W 30. minucie byliśmy świadkami pierwszej, niestety wymuszonej przez kontuzję zmiany. Oliwiera Mikołajczyka zastąpił popularny „Borys”. Filip postanowił nie próżnować i już dwie minuty później trafił do sędziowskiego notesu. Zdobył bramkę? Ależ skąd! Został ukarany „żółtkiem” za faul. Ostatni akcent pierwszej części spotkania należał do Widawy, a była nim kolejna kara indywidualna dla naszego zawodnika, tym razem dla Michała Wójcika. Była 44. minuta, a niedługo później sędzia zakończył pierwszą połowę.

W obronie fajnie, w ataku niefajnie. Tak można podsumować te 45 minut. Trener Moczydłowski postanowił nie dokonywać żadnych zmian, więc na drugą połowę wyszliśmy w takim samym zestawieniu.

Po gwizdku sędziego ujrzeliśmy inną Widawę. Przez 10 minut rywal dosłownie nie wiedział co się dzieje, napieraliśmy raz po raz na bramkę, ale świetnie dysponowany tamtego dnia Nebelski przetrwał napór Widawian. Aż w końcu nadszedł moment, w którym przemówię ja sprzed tygodnia, bo zacytuję fragment poprzedniej relacji: „W sytuacji, w której bliżej było nam do bramki wyrównującej, niż przeciwnikom do podwyższenia prowadzenia, wydarzyło się to drugie.” Najpierw Oleś sprokurował rzut karny, za co dostał żółtą kartkę, po czym „zabawił się” w zapaśnika, czego skutkiem była druga kartka, w konsekwencji czego obrońca zmuszony był opuścić boisko. Rozumiemy, że emocje i tak dalej, ale zawodnikowi z takim doświadczeniem jak Kamil po prostu nie przystoi takie zachowanie. Rywal rzecz jasna karnego wykorzystał, a od tamtego momentu nasza gra całkowicie się posypała. Ostatnie 20 minut meczu to już całkowita dominacja Sołtysowic, których zawodnicy „wrzucili” nam jeszcze 5 bramek. W międzyczasie nastąpiły 2 ostatnie korekty w składzie Widawy - za Zawadzkiego wszedł Kwocz, a za Szymoniaka… Śliwa. Ostatnią kartkę w meczu obejrzał Jędrzej Zygadło, a niedługo później sędzia zakończył nasze męki.

Rywalom dziękujemy za mecz i życzymy powodzenia w przyszłości, a my musimy sobie (po raz kolejny) odpowiedzieć, co właściwie chcemy osiągnąć w tej lidze. To nie jest tak, że w drugiej Widawie zebrała się ekipa totalnych ogórków, którzy nic nie potrafią. Problem jednak leży gdzie indziej. W tym spotkaniu nie każdy był zaangażowany w stu procentach, a właśnie maksymalne zaangażowanie wszystkich na boisku jest kluczem do zrobienia czegokolwiek w B-klasie. W niedzielę zagramy z PKSem Augustyn - obecnie najgorszą drużyną w grupie IX. Tutaj nie może już być żadnych wymówek. Mówiąc kolokwialnie - ich TRZEBA zlać, najlepiej jak najwyżej.

PS: W tak zacnym gronie jak nasze lepsze byłoby 0,7 niż 0:7. A najlepsze byłoby 0,7 po 7:0.

B-klasa:
MKS Sołtysowice - Tomtex Widawa II Wrocław 7:0 (1:0)
Rozkład bramek:
1:0 - Bełczącki (6')
2:0 - Bełczącki (60')
3:0 - Yapi (65')
4:0 - Bidiak (70')
5:0 - Bidiak (75')
6:0 - Bełczącki (82')
7:0 - Skrzypek (85')
Skład: Mateusz Bieńko (BR); Karol Leszczyński, Łukasz Sielwanowski (65' Sebastian Gościański), Kamil Oleś, Oliwier Mikołajczyk (30' Filip Borysewicz), Michał Wójcik, Paweł Szymoniak (K) (85' Konrad Śliwa), Jędrzej Zygadło; Bartosz Kozak, Marcin Zawadzki (80' Kacper Kwocz), Maciej Łastówka (55' Adam Jakubowski)
Zółte kartki: Leszczyński (22' - faul), Borysewicz (32' - faul), M. Wójcik (44' - faul), Oleś (70' - faul), Zygadło (87' - faul)
Czerwone kartki: Oleś (70' - druga żółta kartka)

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości