A-klasa: Przeklęte 2:3
W ostatnią niedzielę maja rozegraliśmy spotkanie w ramach XXV kolejki spotkań w grupie II wrocławskiej A-klasy. Na Pawłowicach "Widawianie" w meczu "domowym" zagrali z Obornikami Śląskimi. Niestety po raz kolejny tej wiosny przegraliśmy i kolejny raz była to porażka 2:3.
2:3 można w widawskich szeregach nazywać przeklętym wynikiem. W tej rundzie w takim rezultacie przegraliśmy z Lenartowicami, Skarszynem i Prusicami. Trzy bramki straciliśmy również z Miliczem i Żmigrodem. W każdym z tych spotkań mieliśmy szanse zapunktować, ale czegoś zabrakło, żeby te punkty zyskać. Z Obornikami Śląskimi walczyliśmy o przełamanie, ale głównie była to walka wynikająca z wcześniej popełnionych błędów własnych czy sędziowskich. Sporo się przy Pawłowickiej działo, ale o tym w dalszej części relacji.
Zaczniemy od składu, w którym znowu było kilka roszad. Obsada bramki i środek obrony taki sam jak w Wszemirowie, ale na wahadłach Jagodziński i Hejtota. W środku pomocy Sawicki, Zawada i młodziutki Nowocień. W ataku Jankowski z Kolmykiem. Na ławce zasiedli: Łyczba, Słowiński, Papiewski, Stanek, Miklas i debiutant - Kamil Frankowski, który stanął przed szansą na debiut w widawskich barwach.
Jeśli chodzi o mecz to pierwsza połowa była lepsza w naszym wykonaniu. Przeciwnik długimi zagraniami starał się rozciągać naszą linię obrony, ale z racji tego, że większość tych zagrań była nie w tempo i w ogóle nie tak jak życzyłby sobie szkoleniowiec Boru, to i sytuacji pod bramką J.Pondla było jak na lekarstwo. My w tym elemencie wyglądaliśmy lepiej. Tą piłką operowaliśmy mniej chaotycznie, ale efekt naszych działań był w zasadzie taki sam. Goli długo nie widzieliśmy. Były groźne uderzenia. Strzał Padiaska z 5 metra po rzucie rożnym przeleciał tuż nad poprzeczką. Uderzenie Jankowskiego z pola karnego świetnie bramkarz obronił do boku. Po centrze Sawickiego piłka zatrzymała się na słupku, a po próbie Kolmyka futbolówka o centymetry minęła dalszy słupek bramki Obornik Śląskich. Jeśli chodzi o naszych przeciwników to ich skuteczność w pierwszej połowie okazała się zabójcza. Po akcji z 26 minuty goście mieli rzut rożny i zamienili go na gola. Wrzutka na dalszy słupek. W polu karnym (w okolicach 5 metra) 8 naszych zawodników i 3 graczy Boru. Napastnik rywali oddaje strzał głową, po którym nasz bramkarz zamiast wypiąstkować piłkę w boczny sektor lub daleko przed pole karne, w stylu siatkarskim zbija "balon" na 12 metr. Tam mimo asysty naszych zawodników do strzału dochodzi przedstawiciel Boru i uderzeniem z powietrza umieszcza piłkę w sieci przy dalszym słupku! 0:1. Mimo głupio straconej bramki nie zamierzaliśmy się poddawać i tuż przed gwizdkiem na przerwę doprowadziliśmy do wyrównania. Patrząc na nieskuteczność swoich kolegów, na indywidualną akcję zdecydował się Zawada, który przedryblował trzech przeciwników, wpadł z piłką w pole karne i precyzyjnym uderzeniem przy dalszym słupku, obok bramkarza trafił na 1:1. Takim też wynikiem zakończyła się pierwsza połowa.
Wydawało się, że po strzeleniu gola do szatni uda nam się w dalszym ciągu kontrolować wydarzenia na boisku, lecz tak się nie stało. To my mówiąc w sposób bardzo wyważony, nie wyszliśmy na drugą połowę i przeciwnik, który dokonał w przerwie 3 zmian, za sprawą tych zmian odmienił obrót spraw na murawie. To Bór przez pierwsze 20 minut po zmianie połówek dominował i raz po raz zatrudniał naszego bramkarza. Ten wybronił dwie sytuacje jeden na jeden. Obronił też jeden strzał z dystansu, ale też wpuścił dwa gole. Dwa gole przy których nie miał szans, a jak one padły, o tym już piszemy. Pierwszy to rzut wolny po faulu Lamka przed polem karnym (zakończonym żółtą kartką dla naszego obrońcy). No i przy tym rzucie wolnym stała się rzecz karygodna. Arbiter, który w pierwszej połowie nie sędziował źle (aczkolwiek parę razy nie utemperował zawodników kartkami), w drugiej odsłonie pokazał, że musi jeszcze jak to mawia nasz Prezes "zjeść wagon chleba". Rzut wolny uderzenie w mur, w bark Jankowskiego i...mamy rzut karny, bo arbiter uznał, że było to zagranie ręką. W tym momencie już mocno nas zirytował. Rzut karny rywale zamienili na gola i mieli 2:1. Strzelony gol ich zbudował, bo wcześniej długo "walili głową w mur". Po chwili mieli już 3:1. Stanek i Lamek łatwo dali przeciwnikowi zejść z piłką do środka i wrzucić miękką piłeczkę na 6-7 metr. Tam bez krycia pozostawiony został napastnik Boru i uderzeniem głową przy słupeczku nie dał szans bramkarzowi. 1:3. Po tym trafieniu już przeciwnicy nie forsowali tak mocno tempa, a z czasem po dokonaniu zmian nasza drużyna zaczęła się odgrażać. W 60 minucie Sawickiego zastąpił Miklas, a Glinkę - Papiewski, dziesięć minut później za Nowocienia pojawił się Łyczba, a za Lamka - debiutant - Frankowski. Jeśli chodzi o nasze poczynania to ustabilizowaliśmy grę w tyłach, ale z przodu mimo kilku prób nie potrafiliśmy zaskoczyć defensywy rywali. Zaskoczenie mogło być po uderzeniu Nowocienia sprzed pola karnego po którym bramkarz z trudem przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. W 75 minucie za faul na Jankowskim na linii pola karnego sędzia podyktował rzut karny, który nasz supersnajper pewnie zamienił na gola. 2:3. W końcówce obraz gry wyglądał tak. Rywal się cofnął, nieźle się broniąc. Mając dobry rezultat nie śpieszył się w rozegraniu, grał pod faul i starał się wyprowadzać kontrataki. My grając pod presją graliśmy zbyt chaotycznie - tutaj niecelne podanie. Gdzie indziej niecelne uderzenie czy wrzutka na wolne pole. Konkretów brakowało po obu stronach, a najwięcej było spraw dotyczących sędziego, który podjął szereg dziwnych decyzji. W pewnym momencie wyglądało to tak, że kto głośniej krzyknął ten miał faul. Przy stykowym rezultacie wiadomo jak to wygląda: jedni domagają się przewinienia, drudzy krzyczą, że przewinienia nie było. Były utarczki słowne i to obie drużyny brały w tym udział. Jeśli chodzi o nas to naprawdę nie można było patrzeć na to co wyczynia Pan z gwizdkiem, bo konsekwencji w tym nie było za grosz. Były natomiast kolejne kartki. Cztery za krytykę "pracy" sędziego - otrzymali je trener Pondel, Jankowski, Słowiński i Kolmyk. Była totalnie niezrozumiała kartka dla Padiaska za to, że będąc przodem do piłki, szybciej wybił ją na aut i wybijając piłkę wpadł z przeciwnika, który miał głowę uchylona na wysokość piszczela. U rywali ukarany również został trener, a także dwaj zawodnicy za jedno opóźnianie gry i jeden faul. To wszystko powodowało ogromny chaos na boisku, sporo złej energii, ale naprawdę nie ma co się dziwić. Mecz dla sędziego nie okazał się spacerkiem jakby mogła sugerować ligowa tabela, a on sobie niestety z jego trudami nie poradził. Wracając do meczu to w ostatniej jego akcji mogliśmy wyrównać stan rywalizacji, ale po wrzutce Jagodzińskiego z rzutu wolnego i zgraniu Słowińskiego Stanek z 5 metra, z woleja uderzył nad poprzeczką. No i skończyło się na 2:3.
A-klasa:
Tomtex Widawa Wrocław - Bór Oborniki Śląskie 2:3 (1:1)
Bramki: Zawada, Jankowski
 
Rozkład bramek:
1:0 - gol dla Obornik (27 minuta)
1:1 - Zawada bez asysty (41 minuta)
1:2 - gol dla Obornik (52 minuta - rzut karny)
1:3 - gol dla Obornik (58 minuta)
2:3 - Jankowski - rzut karny (75 minuta)
Skład: Jakub Pondel; Miłosz Jagodziński, Rafał Padiasek, Sebastian Glinka (60' Piotr Miklas), Tomasz Lamek (70' Kamil Frankowski), Adrian Hejtota (33' Sebastian Stanek); Konrad Nowocień (70' Adrian Łyczba), Kuba Sawicki (60' Robert Papiewski); Jakub Jankowski, Dmytro Kolmyk (80' Tomasz Słowiński)
Żółte kartki: Lamek, Jankowski, Padiasek, M.Pondel (na ławce), Kolmyk (na ławce), Słowiński 
Po kolejnej porażce odczuwamy złość, zwłaszcza, że znów była to porażka jedną bramką. Sam mecz jakby zakończył się remisem to nikt nie miałby prawo narzekać. Oborniki grały bardzo słabo w pierwszej połowie i Widawa miała w niej więcej z gry. W drugiej odsłonie role się odwróciły. Za porażkę możemy winić siebie, bo nie byliśmy wystarczająco dobrzy, ale duży wpływ na wygląd tego spotkania miał niestety sędzia. My nie jesteśmy drużyną brutali, ani dyskutantów. Rzadko znajdujemy się w komunikatach Komisji Dyscyplinarnej. Po tym spotkaniu otrzymaliśmy 5 kartek, a część z nich (trzecie kartki) skutkuje karami pieniężnymi. No, ale niestety przy tak złym prowadzeniu spotkania nie siedzieć cicho, bo jak arbiter "gwiżdże" na krzyk to nie można udawać, że wszystko jest dobrze. Ach szkoda gadać. Nie ma co już wracać do tego meczu. Mleko się rozlało, trzeba je wypić i w kolejnym spotkaniu w końcu się przełamać!