B-klasa: Z Szymanowem mecz bez historii
     W minioną niedzielę nasza drużyna rozgrywała piąty mecz w rundzie wiosennej. Udała się do pobliskiego Kryniczna na derbowe starcie z Silesią Szymanów. Niestety mecz ten nikogo nie miał prawa elektryzować i zakończył się naszą wysoką wygraną, która powinna być jednak jeszcze bardziej okazała.
     Kiedyś mecze z Szymanowem to było coś na co czekał każdy kibic i zawodnik Widawy. Niestety te czasy przeminęły, bo chociaż Silesia przed tym spotkaniem miała tylko 12 punktów mniej od naszej drużyny, to jednak na wiosnę radziła sobie bardzo słabo. My, prezentując jakby nie było - dobrą formę, jechaliśmy w delegacje z myślą zanotowania wygranej, ale nie spodziewaliśmy się, że ta przyjdzie tak łatwo.
       Jeżeli chodzi o kadrę to była najwęższa w tej rundzie, gdyż trener Michał Pondel miał do dyspozycji tylko pięciu rezerwowych. Z różnych przyczyn do Kryniczna pojechać nie mogli; Konrad Śliwa, Damian Brzoza, Mateusz Hołyński czy Hubert Szor. W ostatniej chwili z powodu choroby wypadli Wiktor Chmielewski i Maciej Adamczyk. Pierwszy skład nie różnił się znacząco do tego, który grał z Ujeźdźcem Małym. W środku obrony za Chmielewskiego zagrał Pawlak, a w ataku za Słowińskiego - Bryś. Na ławce zasiedli zatem wcześniej wspomniany Słowiński, Dzietczyk, Tomczyk, Papiewski i Wiraszka.
       Co do samego meczu to od pierwszego do ostatniego gwizdku sędziego byliśmy stroną przeważającą. W pierwszych 45 minutach rywal nie oddał na naszą bramkę ani jednego celnego strzału, a i chyba ani razu nie przekroczył naszej połowy z piłką przy nodze. To my dominowaliśmy, stworzyliśmy sobie wiele sytuacji, ale jak to bywa nie potrafiliśmy w kluczowych momentach grać efektywnie. Kiedy trzeba było strzelić siłowo - uderzaliśmy lekko, kiedy trzeba było wrzucić piłkę, wycofywaliśmy ją do obrony, gdy trzeba było grać jeden na jeden graliśmy zachowawczo. Tak więc zamiast po 15-20 minutach prowadzić 5:0, utrzymywał się rezultat bezbramkowy. Swoje bardzo dobre okazje marnowali Zubrytskyi (temu praktycznie nic nie wychodziło, nie miał chłop szczęścia), nie umiał się wstrzelić Bryś, chociaż ładnego gola w stylu Ibry strzelił, lecz sędzia dopatrzył się spalonego - niesłusznie naszym zdaniem. Miklasowi też piłka nie siedziała, aczkolwiek z jego strony tworzyliśmy największe zagrożenie. Kilka razy obiliśmy słupki, kilka razy nie trafiliśmy do pustej bramki, zmarnowaliśmy parę sytuacji jeden na jeden, oddaliśmy multum strzałów w piłkołap lub za piłkołap i w ogóle gra nie wyglądała tak jak powinna. Męczyliśmy się, a rywal często nam futbolówki dostarczał. Impas przełamany został ok 30 minuty. Jagodziński na lewej stronie pograł z Zubrytskyim. Ten ze skrzydła ściął z piłką w kierunku bramki i zagrał mocno na szesnasty metr, gdzie jednego z naszych zawodników uprzedził obrońca Szymanowa i wpakował piłkę do własnej bramki. 1:0. Nie minęło pięć minut, a było już 2:0. Kolejna szybka akcja. Piłka trafiła w okolicy 12-13 metra od bramki do Brysia, a ten mocnym strzałem wpakował ją do siatki. Mieliśmy jeszcze przy tym rykoszet od obrońcy Szymanowa, ale jak to mówią - wpadło? Wpadło. 2:0. Do końca pierwszej odsłony jeszcze powinniśmy wynik podwyższyć, ale znów zawodziła nas skuteczność. Kwintesencją naszej indolencji strzeleckiej była akcja tercetu Bryś-Miklas-Zubrytskyi. Pierwszy z bliska trafił w słupek. Drugi dobijał - również trafił w słupek. Trzeci zaś mając pustą bramkę przed sobą, przeniósł piłkę tuż nad nią. W końcówce pierwszej połowy swoje okazje wykreowali jeszcze Zubrytskyi i Miklas. Pierwszy przegrał pojedynek jeden na jeden z bramkarzem, podania drugiego nikt już nie zamknął. Po pierwszych 45 minutach prowadziliśmy zatem 2:0, a powinniśmy mieć już zamknięte spotkanie prowadząc co najmniej 3,4 golami więcej. Przypomniała się zatem sytuacja w meczu z oboma Ujeźdźcami.
      W drugiej połowie nadal raziliśmy nieskutecznością, ale nie było to już aż tak widoczne jak w pierwszej. Tutaj przynajmniej w pierwszej swojej akcji podwyższyliśmy prowadzenie. W 50 minucie Zubrytskyi prostopadle zagrał w pole karne do Kusza, a ten w sytuacji sam na sam zachował się jak rasowy napastnik, podciął piłkę nad bramkarzem i było już 3:0. Swoją okazję miał Bryś, który otrzymawszy dobre zagranie od Jagodzińskiego mógł piłkę przyjąć i mając przed sobą tylko i wyłącznie bramkarza, uderzyć w któryś z narożników jego bramki. Brysiu chciał jednak kończyć akcję ekwilibrystycznie z główki i to uderzenie nie sprawiło żadnych problemów bramkarzowi. W 55 minucie bohaterowie wcześniejszej akcji murawę opuścili, a zameldowali się na niej Dzietczyk i Tomczyk. Już w pierwszych swoich akcjach mogli wpisać się na listę strzelców. Pierwszy po zagraniu Zubrytskyiego z lewej strony z pola karnego posłał piłkę nad poprzeczką. Drugi fajnie przedarł się z piłką w pole karne, ale zamiast pociągnąć jeszcze kilka metrów i trafić w sytuacji sam na sam, uderzył z pierwszej piłki - mocno - obok słupka. Jak się akcję kończy zmiennikom pokazał Miklas, który otrzymał bardzo dobrze podanie od Budasova, stanął w sytuacji jeden na jeden z bramkarzem i płaskim strzałem go pokonał. 4:0. Po chwili Miklasa na murawie już nie było, a zastąpił go Robert Papiewski. Miklasa nie było, ale na prawym wahadle szalał Budasov, który wrzucał, strzelał i podawał. W 65 minucie mógł cieszyć się z drugiej asysty w tym meczu. Płaskie zagranie z prawego skrzydła na przedpole do Dzietczyka, który uprzedził obrońcę, bramkarza i skierował piłkę do sieci. 5:0. Po tym trafieniu nastał chwilowy zastój. Co prawda oddaliśmy kilka lepszych i gorszych uderzeń, ale pozwoliliśmy rywalowi zagrozić bramce Jakuba Pondla. Najpierw uderzenie z rzutu wolnego nasz golkiper bez większych problemów obronił. Po chwili po błędzie Mackiewicza w rozegraniu wygrał pojedynek jeden na jeden z napastnikiem Szymanowa, a na koniec po rzucie wolnym z 35 metra rywal posłał futbolówkę tuż obok słupka. W między czasie trener Michał Pondel dokonał ostatnich dwóch zmian. Najpierw boisko na rzecz Wiraszki opuścił Oleś, a na koniec Zubrytskyi został zastąpiony Słowińskim. Te zmiany również były aktywne, a taki Wiraszka skierował nawet piłkę do siatki, ale sędzia znów (po raz kolejny się naszym zdaniem pospieszył) odgwizdał ofsajd. Słowiński mógł asystować przy trafieniu Tomczyka, lecz ten z lewej strony uderzył wprost w bramkarza. Koniec końców udało się jeszcze dwa razy wpisać na listę strzelców. W 82 minucie uczynił to Papiewski, który strzelił ładnego, ale też dosyć kuriozalnego gola. Wiraszka ni to podawał, nie strzelał uderzył tak, że futbolówka wysoko zawisła w powietrzu odbijając się chyba jeszcze od poprzeczki. Tej w powietrzu nie potrafił dostrzec bramkarz, a uczynił to Papiewski, który kipera uprzedził i strzałem z główki skierował futbolówkę do siatki. 6:0. Strzelanie zakończyliśmy w jednej z ostatnich akcji meczu, akcji jak na nasze warunki składnej. Słowiński mimo asysty obrońcy w polu karnym, dostrzegł przed szesnastką Chmielaka, ten popatrzył i rozciągnął akcję do prawej strony do Budasova, który długo się nie zastanawiał, huknął z "fałsza" tak, że bramkarzowi pozostało tylko i wyłącznie wyciągnąć futbolówkę z sieci. Ostatecznie wygramy 7:0 i jest to wygrana w pełni zasłużona, chociaż powinna być nieco wyższa.
B-klasa:
Silesia Szymanów - Tomtex Widawa Wrocław 0:7 (0:2)
Bramki: samobójcza, Bryś, Kusz, Miklas, Dzietczyk, Papiewski, Budasov
Skład: Jakub Pondel (BR); Dima Budasov, Kamil Kusz, Arkadiusz Pawlak, Kamil Oleś (70' Łukasz Wiraszka), Miłosz Jagodziński (55' Dominik Tomczyk); Konrad Chmielak (K), Marcin Mackiewicz; Petro Zubrytskyi (75' Tomasz Słowiński), Jakub Bryś (55' Rafał Dzietczyk), Piotr Miklas (65' Robert Papiewski)
Rozkład bramek:
0:1 - gol samobójczy (25 minuta)
0:2 - Bryś bez asysty (30 minuta)
0:3 - Kusz as. Zubrytskyi (50 minuta)
0:4 - Miklas as. Budasov (60 minuta)
0:5 - Dzietczyk as. Budasov (65 minuta)
0:6 - Papiewski bez asysty (82 minuta)
0:7 - Budasov as. Chmielak (90 minuta)
      Mecz bez większej historii. Nie ujmując rywalowi, ale był to najłatwiejszy mecz, który zagraliśmy w tym sezonie. W defensywie zagraliśmy bardzo dobrze pozwalając rywalowi tylko i wyłącznie na oddanie zaledwie dwóch celnych strzałów (chociaż w zasadzie Szymanów nawet nie specjalnie nas atakował), w ofensywie zaś jak to mamy w zwyczaju, marnowaliśmy okazję, za okazją i zamiast wygrać wynikiem dwucyfrowym zwyciężamy - 7:0. Ktoś powie - trzeba się cieszyć - tak, cieszymy się ze zdobycia trzech punktów i czystego konta, ale w ofensywie zagraliśmy źle, jak i całościowo zagraliśmy nie tak jak należy. O tym meczu trzeba po prostu jak najszybciej zapomnieć. Przed nami teraz dwa treningi - we wtorek i czwartek o 19 na Widawie, a w przyszłą niedzielę starcie ligowe z Płomieniem Wisznia Mała.