B-klasa: Ogromny niedosyt
Pierwszy weekend z B-klasą w tym roku w naszym przypadku stał pod znakiem „domowego” meczu z MKSem Sołtysowice. Motywacja na ten mecz stała na bardzo wysokim poziomie, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie pierwszy mecz rundy jesiennej, gdzie dostaliśmy dwucyfrówkę.
Spotkanie zmuszeni byliśmy rozegrać na boisku w Malinie, gdyż murawa na Tomtex Park, delikatnie mówiąc, nieco ucierpiała przez zimę. Pewnie jeszcze minie trochę czasu, aż wrócimy na Kominiarską, ale mówi się trudno. Raków Częstochowa cały sezon 19/20 rozegrał na „obczyźnie” i się utrzymał, więc my też się utrzymamy. Żarty na bok, przejdźmy do opisu meczu.
Szybkie przypomnienie wyjściowej jedenastki. W bramce zagrał Bieńko, w obronie (od prawej strony) debiutujący Atanasov, powracający do regularnego grania Chmielak, Salamon, Tomek „Maradona” Wójcik (potem wyjaśnię) oraz Kozak. Pomocnicy: Samociuk, Teresiński, Oleś i kolejny debiutant Buszka, a do roli napastnika trener Paweł Szymoniak wyznaczył Jakubowskiego.
Widawianom bardzo zależało na dobrym początku meczu. Od samego początku celem było narzucenie swojego stylu gry i gaszenie akcji przeciwników. Dopiero w 10. minucie odnotowaliśmy pierwszy strzał autorstwa Denisa Atanasova, niestety niecelny. Chwilę później kolejną okazję zmarnował Teresiński.
Powiedzenie „do trzech razy sztuka” sprawdziło się w 13. minucie meczu - nasza trzecia sytuacja bramkowa w końcu zakończyła się pomyślnie. Autorem bramki był Adrian Samociuk, który oddał strzał z okolic 16. metra po podaniu od Kozaka.
W okolicach 25. minuty dobrą okazję zmarnował Chmielak, który miał do siebie ogromne pretensje. Jeśli to czytasz - głowa do góry Kondziu, z Polonią strzelasz hattricka i zapominamy o sprawie.
32 minuta przyniosła bramkę wyrównującą. Sołtysowiczanie wyprowadzili kontrę po naszej niepotrzebnej stracie piłki z przodu i zrobiło się 1:1. Szkoda, bo była to tak naprawdę ich jedyna groźna akcja w pierwszej połowie.
Dwie minuty przed końcem podstawowego czasu gry sędzia napomniał żółtą kartką Konrada Chmielaka, który nieprzepisowo zatrzymał szarżującego prawą stroną przeciwnika. Odnotować warto również świetną kombinacyjną akcję duetu Jakubowski - Teresiński, którą ten drugi wykończył strzałem w długi róg bramki, niestety bramkarz stanął na wysokości zadania i popisał się dobrą interwencją. Był to ostatni istotny moment pierwszej części meczu, a chwilę po tej sytuacji sędzia zaprosił obie drużyny do szatni (czy tam pod ławki rezerwowych, no jak kto chciał).
W drużynie było widać duży optymizm, bo Sołtysowice naprawdę nie zaprezentowały niczego specjalnego w 1. połowie. Wręcz przeciwnie - poza jedną sytuacją, w której zdobyli bramkę, spotkanie było całkowicie pod naszą kontrolą, zwyczajnie zabrakło nieco szczęścia. W przerwie zaplanowano jedną zmianę - Kamila Olesia zastąpił kolejny, trzeci tego dnia debiutant - Jędrzej Zygadło.
Trzeba przyznać, że Jędrek wszedł do drużyny „z drzwiami” bo już minutę po gwizdku, który rozpoczął drugą część meczu, świetnie wykończył swoją indywidualną akcję. Widawa po raz drugi wyszła w tym meczu na prowadzenie, co jeszcze bardziej pozwalało wierzyć, że przełamanie jest na wyciągnięcie ręki.
W 55. minucie doszło do kolejnej zmiany - Adama Jakubowskiego zastąpił Michał Wójcik.
W 61. minucie meczu Tomek Wójcik postanowił odtworzyć (po części, bo w tej sytuacji nie padła bramka) słynną „Rękę Boga” z Mundialu 1986. Co się stało? Otóż Tomek postanowił przejąć górną piłkę… wystawiając rękę. Całe szczęście, że sędzia ukarał naszego obrońcę tylko żółtym kartonikiem, bo było to zagranie ewidentnie celowe. Naprawdę nie wiem co autor miał na myśli. Być może ujrzał na trybunach jakiegoś starego znajomego i koniecznie chciał mu w tamtej chwili pomachać? W 62. minucie Sołtysowiczanie wyrównali po raz kolejny. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał jeden z przeciwników i wpakował piłkę do bramki.
W kolejnych minutach doszło do dwóch, jak się okazało, ostatnich korekt w składzie Widawy. Bartosza Buszkę (świetny debiut) w 70. minucie zastąpił Kuba Cichór, a w 75. minucie Adriana Samociuka zmienił Łukasz Kalus. Przeciwnicy wyszli na prowadzenie po raz pierwszy w tym meczu w 82. minucie. Kolejną, z pozoru niegroźną sytuację wykończył zawodnik Sołtysowic.
Koniecznie należy wspomnieć o bardzo groźnie wyglądającym ataku nogą w głowę. Problem w tym, że noga i głowa „należały” do jednego gracza. Łukasz Kalus - jesteś moim idolem. Jeśli nie wierzysz, Czytelniku, że taka sytuacja miała miejsce, zapraszam do przejrzenia galerii zdjęć z tego meczu na naszym klubowym Facebooku. Miejmy nadzieję, że Łukasz będzie gotowy do gry w następnym spotkaniu.
Końcowe minuty meczu to usilne starania Widawian o wyrównanie wyniku. Najpierw po faulu w bocznym sektorze boiska bardzo dobre dośrodkowanie posłał Teresiński, ale niestety nikomu nie udało się zamknąć akcji, a chwilę później Kalus obił poprzeczkę z rzutu wolnego. W ostatniej akcji meczu „żółtko” obejrzał Michał Wójcik za faul na bramkarzu. Końcowy rezultat - 2:3.
Wielka, wielka szkoda, że nie zdobyliśmy choćby punktu. Uważam, że chyba jeszcze nigdy nie dominowaliśmy tak bardzo jak w pierwszej połowie tego meczu, co należy docenić, zwłaszcza, że Sołtysowice nie są byle jaką drużyną. Niedzielne spotkanie pokazało również progres, jaki udało nam się zrobić na przestrzeni tego sezonu, który zaczęliśmy od porażki 0:10 właśnie z nimi.
W niedzielę zmierzymy się na wyjeździe z trzecią siłą grupy IX - Polonią Wrocław. Nie ma co się oszukiwać - zdobycie choćby punktu w tym meczu będzie arcytrudne, ale jeśli zagramy tak jak w pierwszej połowie z Sołtysowicami, to nic nie jest niemożliwe.
Komentarze