A-klasa: Dwie zgoła różne porażki, ale nadal porażki...
Ostatnimi czasy sporo tych meczów rozgrywamy jak na amatorów. W ubiegłą niedzielę pojechaliśmy do Wielkiej Lipy, a w ostatni czwartek do Milicza. Z obu delegacji nie przywieźliśmy nic, ale dwie porażki to były dwa zgoła inne mecze.
W ostatni weekend września przyszło nam się mierzyć w Wielkiej Lipie z sąsiadem z ligowego zestawienia, miejscowym Sokołem. Na ten mecz udało się zebrać niezły skład, bowiem po długiej przerwie powrócili do grania - Tomasz Lamek i Jakub Jankowski, lecz ich forma (zwłaszcza tego pierwszego) była daleka od tej właściwej. Tak czy siak liczyliśmy na dobry rezultat, lecz na liczeniu się skończyło.
Mecz był szarpany. Niby przewagę mieli gospodarze, ale nie potrafili nic z tym fantem zrobić. Mieli jednak o wiele groźniejsze sytuacje niż my. My zapędziliśmy się pod pole karne przeciwników kilka razy, lecz nic to nie przyniosło. Trudno, żeby miało się coś wydarzyć, jeśli atakowaliśmy - jednym czy dwoma zawodnikami, a najbardziej aktywny był Brajan Szendzielorz, któremu jednak nikt nie pomagał. Po niemrawej połówce mieliśmy jednak remis 0:0.
Na drugą połowę nie wyszliśmy odmienieni. W dalszym ciągu brakowało tej aktywności w grze. Było sporo nieprzemyślanych i co za tym idzie - złych zagrań. Jak już udało się wyjść z kontrą, to była ona fatalnie realizowana. Naszą indolencję rywal starał się wykorzystać i wykorzystał w 55 minucie. Wrzutka, napastnik wyprzedza obrońców i trafia przy słupku obok bezradnego, dobrze dysponowanego tego dnia J.Pondla. 0:1. Po straconym golu o dziwo się nieco przebudzamy. Mamy kilka akcji, szarpanych akcji, ale są auty, rożne i w 70 minucie jest też gol na 1:1. Wrzutka Stanka po rozegraniu rzutu rożnego i na 10 metrze Garbaty "wpycha" piłkę do bramki, obok bramkarza i biernych obrońców. Po chwili mamy jeszcze dwie groźne okazje ze sprawą Dzietczyka, lecz nic z ich nie wynika. Nadal atakujemy, narażając się na kontry, ale nadal nie przynosi to zamierzonych efektów. Wydaje się, że ten mecz skończy się na remisie. Niestety tak się nie dzieje. Kotus chcąc rozegrać piłkę na prawe skrzydło do Nowocienia, podaje futbolówkę źle - wprost pod nogi przeciwników i mamy kontratak. 6 czy 7 na trzech (rzecz nie do pomyślenia). Zagranie z lewej flanki na zamknięcie, a tam niepilnowany napastnik trafia obok bezradnego J.Pondla! 1:2. W końcówce niby coś próbujemy, lecz znów nadziewamy się na kontratak i przegrywamy ten mecz 1:3.
Mogliśmy tego spotkania nie przegrać, ale na zwycięstwo totalnie nie zasłużyliśmy. Byliśmy tego dnia "bezjajowi", a kwintesencją naszej gry był fakt, że pierwszy celny strzał na bramkę przeciwnika oddaliśmy...strzelając gola w 70 minucie. Poza tym rażące błędy w destrukcji i szlus.
A-klasa:
Sokół Wielka Lipa - Tomtex Widawa Wrocław 3:1 (0:0)
Po meczu w Wielkiej Lipie, cztery dni później przyszło nam rozegrać zaległe spotkanie w ramach V kolejki z Baryczą Milicz. Czwartek godzina 18:30, ale udało się przyjechać w 16-osobowym składzie. Graliśmy z drużyną, która nie przegrała tej jesieni żadnego meczu i straciła zaledwie 3 gole w 6 spotkaniach. My na obiekcie przy Powstańców Wielkopolskich dotychczas dostaliśmy dwa lania - 0:5 i 0:6 i zamierzaliśmy się poprawić.
Skład różnił się od tego w Wielkiej Lipie, bowiem w wyjściowej jedenastce wyszedł Słowiński i Jankowski. Do kadry powrócili Frankowski i Papiewski i mimo słabej sytuacji - mieliśmy wiarę w odniesienie dobrego wyniku - nie chcieliśmy "tanio skóry sprzedawać".
No i pierwsza połowa pokazała, że Milicz nie jest taki straszny jak wskazują na to statystyki. Nasz zespół bronił się dobrze i wyprowadzał groźne kontry. Przeciwnik miał jeden schemat grania. "Pobujać piłkę" z lewej na prawą i wykonanie przerzutu na naszą prawą stronę. Na szczęście dobrze zabezpieczali ją Glinka i Vasyliuk i konkretów ze strony miejscowych za dużo nie było. Z czasem jednak kilka błędów się wydarzyło i po takim błędzie rywale otrzymali rzut karny. Słowiński nie trafił w piłkę, Glinka bezsensownie sfaulował i było wskazanie na "wapno". Uderzenie rywala zatrzymało się jednak na poprzeczce i mieliśmy remis 0:0. W 20 minucie wyprowadziliśmy świetny kontratak. Stanek dostał piłkę na lewą flankę i zagrał zza plecy obrońców do Zawady, który przelobował wychodzącego z bramki golkipera i mieliśmy sensacyjne - 1:0. Po tym trafieniu Milicz był mocno zaskoczony i trudno im się dziwić, jeśli stracili przed własną publicznością tylko jednego gola, a od kilku kolejek żadnego. My do końca pierwszej odsłony mogliśmy zadać jeszcze jeden cios. Stanek dobrze zacentrował z lewej strony, a Vasyliuk na dalszym słupku uderzył tylko i wyłącznie w boczną siatkę. To jednak byłoby na tyle bramkowych akcji. Z czasem to przeciwnik zaczął śmielej dochodzić do głosu, ale nadal bił głową w mur, dochodząc do 20-25 metra i nie wiedząc co zrobić z piłką. Z czasem jednak na skutek naszych błędów i nie odgwizdywanych spalonych (to było wręcz niesamowite ze strony sędziego asystenta, który zapomniał, że na boku to trzeba się poruszać raz w prawo raz w lewo). Po jednym "nie gwizdnięciu" Milicz miał "setkę", lecz J.Pondel świetnie wybił piłkę spod nóg napastnikowi przeciwników. Nie dały rady nic uczynić tuż przed gwizdkiem na przerwę. W 43 minucie Vasyliuk nie dogadał się z Glinką. Dwóch graczy poszło do jednego przeciwnika, który zagrał z pola karnego na 10 metr do nadbiegającego kolegi, a ten uderzeniem pod poprzeczkę nie dał szans naszemu bramkarzowi. 1:1 i takim też wynikiem zakończyła się pierwsza odsłona.
Szkoda było straconej bramki przed przerwą, ale nasz plan taktyczny w dalszym ciągu miał być realizowany. Mieliśmy szczelnie bronić i kontratakować. Niestety daliśmy zbytnio zepchnąć się do defensywy i w 62 minucie rywal z niczego trafił na 2:1. Zawodnik rywali łatwo wszedł na nasz 16 metr i oddał strzał, który "zrykoszetował" Słowiński. J.Pondel poleciał z interwencją w prawo. Słowiński skierował "balon" w lewo i piłka wtoczyła się do bramki. 1:2. Gol z przysłowiowej "dupy". W tym momencie gospodarze mieli to co chcieli i tylko czyhali na kontry, żeby nas dobić. My nadal nie graliśmy "radosnego futbolu". Mieliśmy parę dobrych wyjść, ale zawsze czegoś brakowało i tego czegoś brakowało Vasyliukowi w 74 minucie. Odskoczyła mu piłka, po chwili sfaulował przeciwnika i ze względu na dosadny krzyk faulowanego otrzymał żółtą kartkę. W tym momencie chłop się nieco sfrustrował i klaskaniem skwitował decyzję sędziego. W efekcie otrzymał drugą żółtą i czerwoną kartkę i powiedzmy sobie szczerze - wykluczenie zasłużone, ale frustracja w pełni zasłużona. Nawet nie chodzi o to, że wynikowo nie było po myśli, czy w ostatnim czasie nie jest po myśli. Valerii nie raz był faulowany przez rywali, lecz sędziego gwizdek milczał. Raz wszedł Valerii i od razu karton, Idzie się zdenerwować. Niestety z sędziami nic nie zmienimy, a póki jesteśmy w kryzysie to każdy sposób narzekania na pracę arbitrów będzie traktowany w następujący sposób: "przegrywają to narzekają na sędziego". Tak jednak nie jest, ale wróćmy do meczu. W 75 minucie przegrywaliśmy 1:2 i graliśmy w 10 i to niczego dobrego nie zwiastowało. Po chwili sekwencja dziecinnych błędów i trafienia numer 3, 4 i 5 dla Milicza, których można było uniknąć. Nawet liczne zmiany trenera M.Pondla nic nie zmieniły i skończyło się na porażce Widawy - 1:5.
W Wielkiej Lipie zagraliśmy beznadziejny mecz i nasza porażka była rzeczą oczywistą. W Miliczu jednak do tej 62 minuty udanie odpieraliśmy ataki potentata, a on sam nie zatrudniał nagminnie - J.Pondla. Wszystko zmieniło się po golu z niczego i czerwonej kartce. Wtedy gospodarze pokazali, że nie bez kozery są w czubie tabeli i nas niemiłosiernie wypunktowali. Nie możemy jednak się załamywać. Musimy wyciągać wnioski i walczyć!
Komentarze